Wczytuję dane...

Sukcesy w życiu czy porażki? Przyszłość twojego dziecka zależy od ciebie!

sukces-porażka-blog-multix-shop

Nieczęsto zdarza mi się czytać poradniki rozwojowe, ale przechodziłam akurat koło księgarni z szalonymi przecenami i wstąpiłam do środka. Wyszłam z kupioną za śmieszne pieniądze książką autorstwa Jen Sincero - autorki poradników motywacyjnych z serii “Jesteś kozak!”, pisanych brutalnie szczerze i bezpośrednio. Może nawet i mnie zmotywuje, jeśli ją kiedykolwiek skończę. Na razie jeden rozdział dał mi sporo do myślenia. 

Autorka poświęca kilka pełnych stron na wykazanie, jak bardzo dzieciństwo ma wpływ na całe nasze dorosłe życie i związane z nim porażki. I nawet nie chodzi o jakieś głębokie traumy z dzieciństwa. Raczej o to, co jako dzieci codziennie słyszeliśmy i widzieliśmy. 

Bo małe dziecko jest jak taka słodka gąbeczka. Nie wykształciło sobie jeszcze za wiele krytycznego myślenia, najpierw chłonie z otoczenia wszystko, co tylko może poznać swoimi niedojrzałymi jeszcze pięcioma zmysłami. Dziecko nie analizuje, nie obmyśla. Bierze życie takim, jakie jest. Wszystko co widzi, słyszy i czuje musi być dobre i właściwe. Tak działa świat i już. Wszystko co mówią i robią rodzice musi być dobre i prawdziwe. No i tu właśnie pojawia się problem. 

Nikt nie jest idealny, a idealny rodzic to już w ogóle mityczna postać z otchłani internetu albo opowieści teściowej. Po całym dniu pracy bądź to w domu, bądź zawodowej, zmęczeni i sfrustrowani, nie zawsze pamiętamy jak się nazywamy. Tym bardziej ciężko mieć się ciągle na baczności i pamiętać, że dla niedojrzałej, kochanej formy życia jesteśmy absolutnym wzorem do naśladowania. I że wszystko, co będziemy często mówić, utrwali się w jej podświadomości jako niezaprzeczalny fakt. 

Jak się zastanowić, wielu ludzi ma problem z osiąganiem sukcesu na jakimkolwiek polu, gdyż zwyczajnie w siebie nie wierzą. Ten brak wiary nie wziął się u nich z kosmosu. To najczęściej wynik słyszanych często w dzieciństwie zdań jak: “Daj, ty nie umiesz”, “Nie dasz z tym rady”, “Niech twoja siostra zrobi to za ciebie”, “Po co próbujesz, to nie dla ciebie”, “Ostrożnie!”. Porównywanie z innymi też robi swoje (o czym zresztą pisałam już wcześniej). Ciężko w dorosłym życiu walczyć z przekonaniami, które wypaliły się nam w mózgach w najwcześniejszych latach naszego życia. Prawdopodobnie trzeba czegoś więcej niż poradnika z przeceny, żeby podbudować kruszoną przez całe lata wiarę w siebie i w możliwość osiągnięcia sukcesu. 

Ale dla naszych dzieci nie jest jeszcze za późno. Jeszcze możemy uratować ich sposób postrzegania samych siebie. Zaprogramować je na sukces, jeśli wybaczysz mi użycie tak banalnego określenia. Jak? 

Problem polega na tym, że choćbyś od dziś czytała dziecku codziennie motywacyjne afirmacje, to nie zadziała. Nie wystarczy mówić, że w nie wierzysz. Musisz zmienić swoje nastawienie i uwierzyć naprawdę, inaczej czuć będzie od ciebie fałsz (nie wiem jak, ale dzieci takie rzeczy bezbłędnie wyczuwają). Okazuj mu miłość i spędzaj z nim czas - to również pomaga mu uwierzyć we własną wartość. Staraj się nie straszyć, nie próbować za wszelką cenę chronić przed porażkami. O tym zresztą też już wcześniej było na blogu, że niepowodzenia i samodzielne sobie z nim radzenie jest normalną częścią rozwoju. Wspieraj też zainteresowania i talenty swojego dziecka. Na pewno jest coś, w czym jest dobre. Nie musi być perfekcyjne we wszystkim. Ty jesteś? No właśnie.

Staraj się też używać pozytywnego języka. Nie strasz, informuj o możliwych konsekwencjach. Zamiast klasyka: “Nie właź na drzewo, zobaczysz spadniesz i się zabijesz, a ja nie będę cię woziła po lekarzach!” raczej poinformuj (bez całej dramy), że poślizgnięcie się przy wspinaniu może grozić bolesnym upadkiem. Myślisz, że strasząc dziecko chronisz je przed wszelkim złem tego świata (jak Mother Gothel od disneyowskiej Roszpunki), tymczasem programujesz w nim długotrwały lęk przed wszystkim - życiem, sukcesem, próbami znalezienia miejsca w świecie (i to jest cud, że bajkowa Roszpunka nie wyrosła przy takim wychowaniu na zahukaną istotę. No, ale to bajka).           

I na koniec najgorsze. Najtrudniejsze, bo trzeba odłożyć telefon, książkę, pracę (której jest zawsze zbyt wiele) na bok. Słuchaj. Gdy dziecko do ciebie mówi, choćby gadało o bzdurkach, poświęć mu całą swoją uwagę. “Nie teraz, nie widzisz że jestem zajęta!”, “Później mi opowiesz!” - jak często zdarza ci się mówić te słowa w ciągu dnia? I nie winię cię, naczynia same się nie pozmywają, obiad się nie ugotuje, praca sama nie zrobi. Nie chcesz się dekoncentrować, spieszysz się żeby ze wszystkim zdążyć. To niekoniecznie najlepsza chwila żeby wysłuchiwać listy Ciekawych Faktów O Dinozaurach, albo streszczenia najnowszego odcinka My Little Pony. W takim przypadku przeproś dziecko, wytłumacz mu chwilowy brak czasu i zaproponuj rozmowę w dogodniejszej chwili. I najtrudniejsze: dotrzymaj tej obietnicy, poświęcając całą uwagę na wysłuchanie. Pomyśl: gdybyś była w ciągu dnia wiele razy ignorowana i  nieszanowana, jak wpłynęłoby to na twoje poczucie wartości? A u dzieci to się utrwala sto razy mocniej. 

Jako dorośli idziemy przez życie starając się prześlizgiwać od dnia do dnia, zajęci swoimi sprawami, nawet nie myśląc o tym, jak nasze życie wpływa na przyszłość naszych dzieci. A wpływa, jest chłonięte jako wzór i zapisywane na małym twardym dysku dziecięcych umysłów. Już samo uświadomienie sobie tego faktu, pozwoli zrobić pierwszy krok w kierunku zmian na lepsze. W naszym życiu, a w konsekwencji - również i naszych dzieci. 

Agnieszka