Wczytuję dane...

Takie jak JA - historie kobiet. 05 Fonoholizm - wypadek z telefonem odmienił moje życie

historie-kobiet-05-fonoholizm

Takie jak JA - historie kobiet. 05 Fonoholizm - wypadek z telefonem odmienił moje życie

Iwona, 32 lata

“To koniec! Jestem uwięziona, odcięta od świata!!!” - tak się czułam i tak myślałam. A wszystko przez własną głupotę. I przez pranie. 

Kupiłam przez internet piękny, kaszmirowy sweterek. Sprzedający na Allegro kładł nacisk na pranie ręczne, jeśli nie chcę zniszczyć ciucha. No, to przy pierwszej okazji nalałam wody do miski, wrzuciłam sweterek, położyłam na brzegu wanny telefon z audiobookiem (żeby mi się przy praniu nie nudziło) i zabrałam się do roboty. Tak, każdy mógłby przewidzieć, co się stanie dalej, tylko ja nie przewidziałam. Telefon zawibrował, bo przyszła wiadomość. Przesunął się na wannie i zanurkował wprost do miski ze swetrem, płynem do wełny i WODĄ! W panice wyciągnęłam go i osuszyłam, ale rzecz jasna - cóż za niespodzianka - nie chciał się włączyć. Zaniosłam go do punktu napraw, a tam kazali mi przyjść za… trzy dni!!! Trzy dni bez dostępu do internetu (laptop zalany przez dzieci herbatą i jeszcze nie kupiliśmy nowego, w końcu mamy telefony, taaaak...). Trzy dni bez Facebooka, WhatsAppa, Twittera, YouTuba… Nogi się pode mną ugięły. Poczułam się odcięta od świata i uwięziona bez informacji, bez możliwości komunikacji..!

Po powrocie kręciłam się po domu nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Denerwowałam się, czy nie ominie mnie coś ważnego. Może jakieś istotne wydarzenia w życiu rodziny i znajomych? Albo jakieś światowe newsy, o których się dowiem ostatnia? Z braku lepszego zajęcia wzięłam się za sprzątanie mieszkania. Trochę pomogło na skołatane nerwy, a i satysfakcja z dobrze wykonanej roboty poprawiła mi samopoczucie. Usiadłam sobie po pracy z kawą i książką. Od bardzo dawna już zwykłą, papierową, nie ebookiem. Poczułam na nowo przyjemność, jaką daje zwyczajne przewracanie stron. 

I wtedy musiały wpaść moje dzieci i zepsuć mi humor domaganiem się bajki. Tłumaczyłam, że nie mam telefonu, że mi się popsuł i że jakby nie zepsuli laptopa to by teraz mieli swoją bajkę. Nie mogąc już dłużej znieść ich narzekania, kazałam im się ubrać i zabrałam ich do parku. Myśląc (słusznie zresztą), że może jak się wyszaleją na placu zabaw, to się uspokoją. Odnalazłam swój stary zegarek, którego wieki już nie używałam, bo przecież zawsze sprawdzałam godzinę w telefonie, i wyszliśmy. To był naprawdę świetny spacer, moja nierozproszona uwaga skupiła się na powoli czerwieniących się i żółciejących drzewach, na nieco już wyblakłej zieleni wczesno-jesiennej trawy, ogólnie na całym pięknie krajobrazu, odkrytym nagle w zwykłym miejskim parku. Do domu wróciłam dużo spokojniejsza, niż z niego wyszłam. 

Marudzenie o bajkę zaczęło się znów przed porą spania. W końcu co wieczór, leżąc już w łóżkach, moje dzieci coś tam jeszcze oglądały. Zaproponowałam w zamian poczytanie im książki na dobranoc. Wybraliśmy wspólnie lekturę i zabrałam się do czytania, wczuwając się w swoją rolę, zmieniając głosy postaci itd. Dzieci świetnie się bawiły, ale… ja też! 

Gdy zasnęły, znów poczułam się nieswojo. O tej porze, jeśli najpilniejsze prace domowe miałam już zrobione, lubiłam sobie siąść z przekąską i przeglądać Instagrama, Facebooka, Twittera, gadać ze znajomymi na WhatsApp. Co miałam robić w teraz? I znów chodząc po domu bez celu i rozmyślając o tym, co mnie pewnie właśnie omija, zaszłam do kuchni. “A może by tak upiec ciasto?” - przyszło mi nagle do głowy. Kiedyś bardzo lubiłam piec, ale potem jakoś zawsze brakowało mi na to czasu. Postanowiłam wrócić choć na chwilę do dawnego cukierniczego hobby. Czy muszę dodawać, że rodzina była zachwycona?

Trzy dni minęły dużo szybciej, niż się spodziewałam. I okazały się naprawdę fantastyczne! O wiele więcej czasu spędzałam z dziećmi, na spacerach, zabawach, wspólnym czytaniu. Upiekłam sporo smakołyków przez ten czas. Czułam się, jakbym nagle miała więcej czasu, byłam spokojniejsza i bardziej zrelaksowana, bo wiedziałam, że ze wszystkim co mam do zrobienia zdążę. Miła odmiana od mojego zwykłego, nerwowego trybu życia. Gdy nadszedł więc dzień odebrania telefonu z naprawy, trochę się przestraszyłam. Dostrzegałam teraz, jak bardzo byłam uzależniona od internetu i stałego dostępu do informacji. Czy naprawdę musiałam wiedzieć co moi facebookowi znajomi jedzą na śniadanie, obiad i kolację? Czy musiałam oglądać setki ich zdjęć, dokumentujących każdy moment życia? Czy musiałam pisać z koleżankami o niczym i wymieniać się memami? Serio, to wszystko było takie ważne? I czy ja sama faktycznie musiałam wrzucać wszędzie tyle informacji o moim życiu? Przecież tak na dobrą sprawę, nikogo to tak naprawdę nie obchodzi. Nagle zatęskniłam za czasami, gdy ludzie polegali tylko na wysyłaniu listów i opisywali w nich raczej tylko istotne informacje. Ale po telefon pojechałam. 

W pewnym sensie mi się udało. Nie wpadłam w dawny nałóg, przynajmniej nie do tego stopnia jak kiedyś. Dowiedziałam się więcej o zjawisku fonoholizmu i wprowadziłam kilka zmian w swoim życiu. Skasowałam część kont na portalach społecznościowych, wyciszyłam powiadomienia (żeby nie lecieć do telefonu na każdy dźwięk dzwonka, jak coś ważnego to przecież druga osoba może zadzwonić). Uprzedziłam też rodzinę i znajomych, że jeden dzień w tygodniu odłączam się całkowicie. To jest mój dzień na ukochane pieczenie, na spędzenie większej ilości czasu z rodziną. Widzę, że te zmiany wpływają też pozytywnie na dzieci. Mniej wyrywają się do bajek i gier, a gdy oznajmiam im, że czas minął, po prostu idą bawić się czym innym, znajdują sobie kreatywniejsze zajęcia. Mam ogromną nadzieję, że dając im sama pozytywny przykład, zapobiegnę choć trochę ich uzależnieniu na przyszłość. Bo spójrzmy prawdzie w oczy - fonoholizm to realne zagrożenie i bagatelizowanie problemu nikomu nic dobrego nie przyniesie. Cieszę się, że choć trochę się z tego wyrwałam.