Wczytuję dane...

Takie jak JA - Historie z życia. 29 "Zawsze myślałam, że fitness jest nie dla mnie. Jeden filmik zmienił wszystko."

Takie jak JA - Historie z życia. 29 "Zawsze myślałam, że fitness jest nie dla mnie. Jeden filmik zmienił wszystko."

cwiczenia

Maria, 37 lat, menadżerka



Po pierwszej minucie zaczęły mnie boleć ręce. 

Po dwóch minutach bolało mnie wszystko. 

Po pięciu nie wiedziałam, jak się nazywam. 

Po dziesięciu nie byłam pewna, na jakiej planecie żyję i czy żyję w ogóle. 

Po dwudziestu osunęłam się na ziemię, myśląc, że nigdy już nie wstanę. 

Ale opłaciło się!


Opisuję swoją historię, bo może zainspiruje ona choć jedną osobę i już to byłoby fajne. Chcę też pokazać, że właściwie wszystko jest możliwe, jeśli tylko chce się chociaż spróbować. 

Zawsze zazdrościłam wysportowanym kobietom ze szczupłymi sylwetkami. A jednocześnie w głowie mi się nie mieściło, jak one mogą tak żyć? Liczyć kalorie, ćwiczyć itd. Kto ma na to czas? Na pewno nie matka trójki dzieci, która pije zimną kawę po nocy, a samotne wyjścia do sklepu traktuje jak wakacje. Zresztą, pomijając już kwestie wolnego czasu, ćwiczenia wydawały mi się zawsze straszliwie nudne. Prawie tak nudne jak piłka nożna czy auta. O czym można myśleć biegając, robiąc pompki czy pajacyki? 

W końcu postanowiłam, że jednak spróbuję wziąć się za siebie. Jak to ja, oczywiście poszłam po linii najmniejszego oporu - kupiłam używany rower treningowy. Bo sobie wykoncypowałam, że będę ćwiczyć i czytać książki jednocześnie. Na początku szło nawet nieźle, pół godziny dziennie wyrabiałam. Ale w końcu mój rowerek podzielił los chyba wszystkich takich sprzętów na świecie. Został wieszakiem na ubrania, a ja się poddałam, twierdząc, że ja to się do ćwiczeń nie nadaję i w ogóle zapomnijmy o całej sprawie. 

To było trzy lata temu. Tymczasem pół roku temu zmieniłam otoczenie i nagle mnie uderzyło - jak nie teraz, to kiedy? Może by dać tym ćwiczeniom jeszcze jedną szansę? Ostatnią? Bo nic na siłę. Nie spodziewałam się zbyt wiele, ale szczerze mówiąc miałam dość samej siebie za narzekanie na własną kondycję, jednocześnie nic z nią nie robiąc. 

Siostra podesłała mi filmik z youtube jednej popularnej trenerki. (Spoiler alert: teraz wysyłam ten sam filmik wszystkim koleżankom). Trwał dwadzieścia minut i nie wydawał się zbyt trudny. O, jak pozory mylą! Pod koniec myślałam, że umrę. Ale go skończyłam! Gdy leżałam sobie półżywa na podłodze, mój mózg zalewały fale serotonin (hormonów szczęścia, wydzielanych po wysiłku fizycznym) i fale dumy. Oczywiście następnego dnia miałam ochotę wszystko powtórzyć. 

Nie będę ukrywać, że mimo wysiłków mojego mózgu, żeby dostarczać mi zastrzyki szczęścia, czasem z motywacją było krucho. Pomogło zapisywanie sobie w kalendarzu wykonanych ćwiczeń, oraz motywujące nawzajem rozmowy na whatsappie z koleżanką. Po paru dniach po skończonych ćwiczeniach już nie padałam na podłogę bez życia, ale czułam przypływ energii. Zaczęłam też dodawać do rutyny inne filmiki, eksperymentować, szukać tego, co będzie dla mnie działać najlepiej. Zmieniłam też nawyki żywieniowe, bo spore ilości cukru zaczęły mi się wydawać zwyczajnym marnowaniem porannego wysiłku. 

To było pięć miesięcy temu. Teraz wstaję o czwartej rano, żeby mieć dla siebie co najmniej godzinę na swobodny workout. Zrobiłam tony riserczu na temat funkcjonowania mięśni, poprawnego wykonywania ćwiczeń itd. Ułożyłam sobie plan tygodniowy, którego się trzymam. Zgromadziłam trochę sprzętu: hantle, opaski, obciążniki itd. Jednym słowem, wciągnęło mnie to!

I w zasadzie dlaczego by nie, skoro efekty przerosły moje oczekiwania? Oprócz tych oczywistych, jak utrata wagi, czuję się też o wiele silniejsza - fizycznie i psychicznie. Moja pewność siebie wystrzeliła w kosmos i nie zamierza wracać. 

Oczywiście nie zawsze udaje mi się wyszarpać dla siebie aż godzinę. Wtedy wybieram krótsze ćwiczenia z bogatego repertuaru filmików, który zgromadziłam w telefonie. Grunt, to nie odpuszczać. Nawet 15 minut ruchu jest lepsze, niż nic. 

Trochę mi tylko szkoda zmarnowanych lat. Mogłam się za to wziąć wcześniej. Ale lepiej późno niż wcale, jak mawiają mądrzy ludzie. I tak myślę, że skoro ja mogłam przemóc własne lenistwo i uprzedzenia, to ty też możesz. Najtrudniej jest zacząć, a potem jakoś leci.