Wczytuję dane...

Takie jak JA - historie kobiet. 15 Myślałam, że mam idealne dziecko - prawda uderzyła mnie prosto w twarz.

blog-multix-shop-15-idealne-dziecko

Takie jak JA - historie kobiet. 15 Myślałam, że mam idealne dziecko - prawda uderzyła mnie prosto w twarz.

Iwona, 42 lata - krawcowa



Początek roku szkolnego się zbliża, a ja już się trzęsę na myśl, co to będzie. Moja córka w tym roku idzie do liceum. Nowe środowisko, nowi koledzy, nowi nauczyciele. Ja w sumie też jakby mowa - na pewno mniej naiwna, niż poprzednio. Zrobiłam z siebie idiotkę, nie ma co. Ale może zacznę od początku. 

Aneta, moja córcia, zawsze była wręcz modelowym dzieckiem. Nawet jako niemowlak nie płakała za wiele, grzecznie jadła i spała. Gdy trochę podrosła, nie lubiła zwracać na siebie zbyt wiele uwagi. Odwrotnie, niż pozostałe dzieci. Nie sprawiała mi nigdy kłopotów. Nie to, co jej starszy brat czy młodsza siostra. Ci to zawsze musieli coś wymyśleć, na pewno przyczynili się do ilości moich siwych włosów. Anetka jakby pochodziła z zupełnie innej rodziny - grzeczna, cicha, trzymająca się na uboczu. Podczas gdy rodzeństwa nie można było wołami zapędzić do lekcji, ona sama siedziała z książką i uczyła się pilnie. Miała wspaniałe oceny. 

Dlatego tak mnie zszokowało, gdy w siódmej klasie miała dostać obniżoną ocenę z zachowania na koniec roku. Niemożliwe! To musiała być jakaś pomyłka! Spytana o to Aneta wytłumaczyła mi, że wzięła na siebie winę koleżanki i została ukarana za jakieś drobne przewinienie, którego sama by się w życiu nie dopuściłą. Odetchnęłam z ulgą. Moje dziecko jest nie dość że grzeczne, to jeszcze szlachetne. Ale do nauczycielki na rozmowę i tak poszłam. Udało się ocenę poprawić. 

I w ostatniej klasie nagle zmieniła się wychowawczyni. Aneta już prawie od początku roku szkolnego skarżyła mi się na nową nauczycielkę. Twierdziła, że ta jest niesprawiedliwa, ma ulubionych uczniów w klasie i im stawia lepsze oceny. Nawet myślałam, żeby iść z tym na skargę do dyrektorki, ale córka odwiodła mnie od tego pomysłu. Bała się, że to tylko pogorszy sprawę i wychowawczyni będzie się mścić. Przyjmowałam więc kolejne słabe oceny i nieliczne uwagi jako przejaw nauczycielskiej złośliwości. Tym bardziej, że podobno kilka razy zdarzyło się wychowawczyni wypowiadać do mojej córki jakieś kąśliwe uwagi o mnie - prawdopodobnie zazdrościła mi, że mogę pracować z domu. 

Miarka się przebrała, gdy kolejna uwaga do podpisania traktowała o… paleniu papierosów pod szkołą. Tego było już za wiele! Moje dziecko?! Moja Anetka?! Miałaby niby palić i to w czasie godzin lekcyjnych? W życiu! Uwagę podpisałam i nic córce nie mówiąc, żeby jej nie denerwować, postanowiłam wreszcie rozmówić się z nauczycielką. 

Nie mogąc znaleźć wolnego miejsca parkingowego w pobliżu szkoły, zostawiłam auto trochę dalej i przeszłam się na piechotę, skracając sobie drogę przez szkolne boisko. Było wczesne popołudnie, lekcje trwały w najlepsze. Nagle z zacienionego kąta pod ścianą budynku, usłyszałam znajomy głos. Głos był znajomy, ale słowa… Jak spod budki z piwem albo jeszcze gorsze. Tym większe było moje zdziwienie, gdy we właścicielce głosu i rynsztokowego słownictwa, rozpoznałam… moją Anetkę! “Rozpoznałam” to też trochę dużo powiedziane. Wyglądała jakoś inaczej, pewnie przez fryzurę i mocny makijaż, którego na pewno nie miała na twarzy, gdy wychodziła rano z domu. Stała z kilkoma koleżankami, każda z nich z papierosem w dłoni, gadając i śmiejąc się w najlepsze. 

- Aneta…? - powiedziałam słabo, podchodząc bliżej, bo nic innego nie przychodziło mi w ogóle do głowy. Spojrzała na mnie zszokowana. 

- Mama? Co ty tutaj robisz..? - spytała niepewnym głosem, co wywołało szyderczy śmiech koleżanek. 

Nie wiem jak długo byśmy tam stały, szukając słów, gdyby nagle nie podeszła do nas pani Janina, wychowawczyni córki. 

- Zobaczyłam panią przez okno, a już dawno chciałam z panią porozmawiać. Zapraszam do środka - powiedziała uprzejmie, ale stanowczo. Anecie i reszcie dziewczyn kazała wrócić do klasy i czekać tam na nią. 

Rozmowa była długa i szalenie nieprzyjemna. Wyjaśniłyśmy sobie z wychowawczynią wszystko. Niższe oceny córki nie były wynikiem żadnej złośliwości, tylko jej mniejszego zainteresowania lekcjami. Mi nie przychodziło nawet do głowy sprawdzać zeszytów - skoro Anetka mówiła, że lekcje odrobione, to odrobione. Wspomniałam też o tym wypowiadaniu kąśliwych uwag pod moim adresem. Pani Janina zrobiła wielkie oczy.

- Jak mogłabym krytykować kogokolwiek z rodziców przy dziecku, a co dopiero przy całej klasie? - spytała bezradnie. - Mi za to - dodała po chwili wahania - Aneta mówiła przy kilku okazjach, jak to wspomina pani o mnie w domu, że nigdy nie zarobię z mojej nauczycielskiej pensji tyle, co pani - dokończyła z goryczą. 

- No wie pani? - oburzyłam się. - Jak mogłabym coś takiego w ogóle powiedzieć! Sama zresztą nie zarabiam kokosów, szyję tylko pościel na zamówienie. Aneta mi jeszcze mówiła… - zaczęłam i urwałam. Wreszcie do mnie dotarło, gdzie leży problem.

- Co ja mam z nią zrobić? - zwróciłam się bezradnie do nauczycielki. Chyba zrobiło się jej mnie żal. 

- Niech się pani nie martwi, coś razem wymyślimy - pocieszyła mnie. - Najważniejsze, że wreszcie widzi pani prawdę - dodała na koniec. 


Wróciłam do domu podłamana. Aneta przyszła ze szkoły trochę po mnie. Uczesana normalnie, makijaż zmyty. Próbowałam z nią porozmawiać, od razu zastrzegając, że wiem o jej kłamstwach. Spodziewałam się skruchy, dostałam awanturę z trzaskaniem drzwiami w pakiecie. Ledwo Aneta wybiegła, do kuchni, gdzie rozmawiałyśmy, wszedł Damian, mój najstarszy syn. 

- Co mama, wreszcie do ciebie dotarło? - rzucił z ironicznym uśmieszkiem w moją stronę. - Jaka z naszej świętej Anetki jest manipulantka i złośliwa krowa? No nic, nawet ty odkryłabyś to prędzej czy później - rzucił lekko, nalał sobie soku z lodówki i wyszedł. 

Przypomniało mi się mnóstwo sytuacji, w których prawda o zachowaniu córki prześwitywała, ale ja zawsze wolałam zamknąć oczy i przerzucić winę na kogoś innego. Zawsze uważałam Anetkę za chodzący ideał, stawiałam ją za wzór pozostałej dwójce. Rozumiem teraz ich złość, dystans do siostry i ironiczne uśmieszki w mojej obecności, gdy chwaliłam ich siostrę. Wieczorem porozmawiałam z mężem. Też zaczęło do niego coś docierać, gdy zobaczył pewnego wieczoru Anetę na motocyklu z chłopakiem. Wmówiłam mu wtedy, że musiał się pomylić, zobaczyć kogoś podobnego. Nasza córka siedziała wtedy przecież u koleżanki, miały się uczyć do sprawdzianu z historii. Teraz już nie byłam tego taka pewna.    

Co prawda Aneta przyłapana trochę się uspokoiła - oceny wróciły do normy, nie było już uwag od nauczycieli. My też zacieśniliśmy trochę bardziej rodzicielską kontrolę - trudno jej odbudować zawiedzione zaufanie. Przeprosiłam od serca pozostałe dzieci za  mój brak wiary, gdy próbowali mówić mi prawdę.  Ale jak wspomniałam, za tydzień moja córka idzie do liceum. Czy w nowym środowisku rozkręci się znowu i narobi problemów? Niestety nie mam pojęcia.