Wczytuję dane...

Takie Jak JA - historie kobiet. 13 Oszukiwałem żonę, żeby mieć choć chwilę odpoczynku od niej i dziecka

Takie Jak JA - historie kobiet. 13 Oszukiwałem żonę, żeby mieć choć chwilę odpoczynku od niej i dziecka


historie-kobiet-13

Błażej, marketingowiec, 27 lat

To nie jest tak, że nie kocham mojego synka. Fajny z niego kartofelek. Jak sobie gaworzy czy nawet uśmiecha to serce mi się roztapia. Ale przez problem opieki nad nim mało mi się nie posypało małżeństwo. 

Wiem, że to prędzej babki żalą się w necie na problemy z dziećmi czy z innymi sprawami. Ale tak sobie myślę, na pewno więcej facetów ma ten sam problem, co ja. I może jak przeczytają to ich żony, jak to wygląda z naszej męskiej perspektywy, to uda się problem rozwiązać? No to jedziemy z moją historią.

Dorota, moja żona, postanowiła nie wracać do pracy po urlopie macierzyńskim. Zgodziłem się, bo na szczęście finansowo dajemy sobie radę. Chociaż przy tym co się dzieje też nie wiem jak długo. Ale na razie jest dobrze. Dorota długo przekonywała mnie o tym, jak ważna jest rola matki już w najwcześniejszych dniach życia dziecka. W porządku, niewiele wiem o byciu matką, więc uwierzyłem jej na słowo. No i chyba ta rola trochę ją przerosła. 

Na początku coś tam pomagałem przy kąpielach Damianka itd, ale niewiele bo siedziała u nas teściowa i praktycznie ona wszystkim rządziła. Uczyła moją żonę co i jak, a ja wolałem nie wchodzić im w drogę. Ktoś zresztą musiał zarabiać na pampersy. “Kochana mamusia” w końcu jednak pojechała i zostaliśmy we dwoje. No, we troje licząc synka. 

Dorota zaczęła wymagać ode mnie coraz więcej pomocy. Z początku wydawało mi się to nawet naturalne. Owszem, byłem zmęczony po całym dniu pracy, no ale przecież to i moje dziecko. Pomoc pomocą, a zaczęło dochodzić do tego, że gdy tylko wracałem, marząc o chwili spokoju na kanapie przed telewizorem, Dorota już ubrana do wyjścia wciskała mi Damianka w ręce i znikała za drzwiami. Wracała po godzinie - dwóch, czasem trzech. Wiem, że siedziała zwykle u matki. Raz poszedłem sprawdzić - na wszelki wypadek. 

Był jednak taki dzień, gdy wszystko szło na opak. W pracy problemy, w drodze korki, wróciłem do domu zmordowany i zły. Chciałem tylko zjeść coś ciepłego i od razu iść spać. Powiedziałem Dorocie, że jestem zmęczony i chcę się położyć. No i wyszło na to, że jako facet absolutnie nie miałem prawa ani tak powiedzieć, ani tak się czuć. 

Bo ona siedzi cały dzień w domu z dzieckiem. Bo ona musi się nim zajmować. Bo ona do ludzi nie wychodzi. Bo ona jest zmęczona. Bo ja to sobie siedzę cały dzień wygodnie w pracy, a ona ma w domu ciężej. Moja uwaga, że przecież sama tak chciała, tylko pogorszyła sytuację. I choć w części się z nią zgadzałem (sam opiekując się Damiankiem wiem, że bywa z nim niełatwo), wtedy coś mnie trafiło. Poszedłem do pokoju, trzasnąłem drzwiami i położyłem się. Mimo zdenerwowania zasnąłem od razu, więc nie wiem co tam Dorota wyrabiała i komu się na mnie skarżyła. Pewnie połowie miasta. 

Zacząłem po pracy chodzić do pubu. Siedziałem godzinkę czy dwie, sam, we względnym spokoju, potem wracałem do domu. Żonie sprzedałem historyjkę, że mamy nowy projekt, przez który wszyscy zostają po godzinach. Uwierzyła. No, ale niestety tylko do czasu. Dokładnie to do dnia, gdy spotkała na mieście żonę Tomka, mojego kolegi z pracy. Wspomniała coś o tych nieszczęsnych nadgodzinach i mleko się wylało. Prawda wyszła na jaw. 

Oczywiście Dorota, jak większość chyba kobiet na jej miejscu, doszła do jedynego logicznego wniosku: zdradzam ją. Przygruchałem sobie jakąś babę i dla niej ignoruję ciężko poświęcającą się żonę i maleńkiego synka. Tak to w każdym razie przedstawiła swojej mamusi, która zaraz zadzwoniła do mnie z awanturą. Akurat gdy kończyłem wtedy pracę. Postanowiłem biec do domu i jakoś spróbować odkręcić ten bałagan. 

Zagrałem va banque i powiedziałem Dorocie całą prawdę. O unikaniu domu, o przesiadywaniu w pubie. O tym jak czuję się po pracy zmęczony i chcę po prostu choć chwilę odpocząć. No i na koniec powiedziałem, że przecież kocham ją i Damianka i naprawdę głupio się czułem tak od nich uciekając. Choć z początku nie bardzo mi wierzyła, na końcu się całkiem rozkleiła. Przyznała, że opieka nad dzieckiem wygląda zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała i że ona nie bardzo już daje sobie radę. A matki wiecznie o pomoc nie chce prosić. 

Tego wieczora wykąpaliśmy wspólnie synka, ułożyliśmy go do snu i pogadaliśmy na spokojnie. Ustaliliśmy, że po pracy należy mi się chwila na złapanie oddechu i odpoczynek. Potem chętnie przecież pomogę w czym trzeba, tylko muszę nabrać energii. Ułożyliśmy też grafik opieki. Tak, żeby i Dorota mogła odsapnąć, wyjść gdzieś, niekoniecznie tylko do matki. Ma przecież całkiem sporo koleżanek. Jakoś damy sobie wtedy z Damianem radę we dwóch, jak ojciec i syn.